Annapurna - dziesiąty (8091 m n.p.m.) co do wielkości szczyt świata. Znajduje się na północy zachód od Katmandu, między Dhaulagiri a Manaslu. Podobno jeden z trudniejszych ośmiotysięczników do zdobycia, na pewno najbardziej zabójczy - co trzeci atakujący jej najwyższy wierzchołek nie wraca. Pierwszy raz zdobyta w czerwcu 1950 roku, zimą zaś pokonali ją jako pierwsi Polacy - Artur Hajzer i Jerzy Kukuczka.
Annapurna słynie również ze
swojego przepięknego szlaku dookoła jej masywu obejmującego 4 wierzchołki:
- Annapurna I wierzchołek główny – 8091 m
- Annapurna II – 7937 m
- Annapurna III – 7555 m
- Annapurna IV – 7525 m
Całość trasy to ok. 200-230 kilometrów (w zależności od wariantu) z najwyższym punktem na przełęczy Thorung La (5416 m n.p.m.) i zajmuje ok 14-20 dni.
 |
Widok ze szlaku dookoła Annapurny. |
ACT - czyli Annapurna Circuit Trek - uważany jest za jeden z najpiękniejszych trekkingów świata, wielu twierdzi nawet, że piękniejszych widoków nie ma nigdzie. Stąd też wynika niezwykła popularność tego miejsca - co ma swoje i wady, i zalety. Na pewno największą zaletą popularności szlaku (oprócz treku do bazy pod Everestem jest to najczęściej odwiedzany trek w Nepalu) jest utrzymanie i zachowanie starodawnej kultury buddyjskiej mniejszości mieszkającej w okolicznych wioskach (także powyżej 3500 m n.p.m). Podobno, gdyby nie turyści, którzy są jedynym źródłem utrzymania ludzi tam żyjących, wioski dawno zostałyby opuszczone i mieszkańcy szukaliby pracy w zatłoczonym i brudnym Katmandu. Druga strona medalu jest taka, że duże ilości turystów wiąże się z pewnymi problemami - tłumy (problem ze znalezieniem noclegu), śmieci (problem z wywożeniem), przyspieszony rozwój infrastruktury (budowa dróg, hoteli...) - co oczywiście obniża atrakcyjność tego miejsca. My - jako turyści starający się unikać najpopularniejszych miejsc, nie cierpiący tłoku i sztucznej turystycznej szopki - od razu wykluczyliśmy naszą obecność w okolicach Annapurny.
Planowaliśmy trekking dookoła Manaslu - bardziej dziki, dziewiczy, mniej hotelików... niestety (a może i nie?) podczas trzęsienia ziemi 6 miesięcy wcześniej, sporo tea house'ów legło w gruzach i nasza wycieczka wiązałaby się z noszeniem ze sobą jeszcze namiotu. Tego nie chcieliśmy, już wystarczająco duże mieliśmy plecaki; poza tym żadne z nas nigdy nie chodziło po górach 2 tygodnie z wielkim bagażem. Mieliśmy i tak już dość spore obawy - czy wytrzymamy? Czy nam się nie znudzi? Czy nie przygniecie nas ciężar plecaków?... Trzeba było spakować pełen ekwipunek, w tym zimowy (w końcu wysokie góry), nie chcieliśmy się więc ładować w noszenie namiotu albo - o zgrozo! - zatrudniane tragarza. Zdarzyło się zaś przypadkiem, że jeszcze w Katmandu usłyszeliśmy od pewnego podróżnika, który właśnie wrócił z okolic Annapurny, że wcale nie ma dużo ludzi, wręcz przez cały dzień nikogo nie spotkał. Zapaliła nam się żółta lampka - może po trzęsieniu nie będzie tylu turystów?... Popytaliśmy się tu i tam, podobno w całym kraju jest słaby sezon i wyjątkowo mało odwiedzających i wyrok zapadł - JEDZIEMY NA ANNAPURNĘ!
Zezwolenia załatwiliśmy w Pokharze jednego dnia, udało się w ostatniej chwili kupić bilet autobusowy... i wyruszyliśmy o świcie.*
*wszystkie rady dotyczące organizacji tego trekkingu, nasze spostrzeżenia i uwagi w następnym, osobnym poście
 |
Widok na masyw Annapurny z Pokhary. |
 |
W Pokharze mieliśmy okazję podpatrzeć, jak produkuje się ręcznie kaszmirowe szale. |
Szlak trekkingowy rozpoczyna się w miejscowości Besisahar (820 m n.p.m.), my podjechaliśmy sobie jeszcze kilkanaście kilometrów busem i rozpoczęliśmy ostatecznie trasę w Nadi Bazar.
Pierwsze 3-4 dni trasy są jeszcze bez ośnieżonych wierzchołków ani nieograniczonych przestrzeni. Mimo wszystko podobało mi się tam bardzo, trochę trudne były początki z plecorem, jednak szło się pośród tarasów ryżowych oraz dżungli, przechodząc przez wioski między domami miejscowych ludzi i - dosłownie! - zaglądając im do środka. Bomba!
Tempo mieliśmy całkiem przyzwoite, jednak traciliśmy na prędkości tylko, gdy wychodziło słońce - było ostre, rażące, gorące i osłabiające. Dlatego też przez kilka pierwszych dni wychodziliśmy koło 6 rano, by w południe mieć chwilę przerwy na obiad.
 |
Pierwszy dzień trekkingu - w tle widać przepiękne tarasy ryżowe. |
 |
Widać jak pięknie dżungla przeplata się z tarasami ryżowymi. |
 |
Szlak przebiegający przez wioski prowadzi przez gospodarstwa domowe - tacy mieszkańcy często wychylali swoje głowy z glinianych chat. |
 |
Szlak był bardzo dobrze oznakowany, ścieżka jest dość oczywista. Tutaj wchodziło się kawałek po kamiennych schodach. |
 |
Dżungla w Nepalu po raz kolejny. |
 |
Czy to chmury, czy zaczynają się pojawiać ośnieżone wierzchołki? Niestety - to jeszcze chmury. |
 |
Śniadanie o wschodzie słońca - 2 dzień. |
 |
Wchodzimy już trochę wyżej, powoli zaczynamy czuć różnicę terenu (tu było może z 1500 m n.p.m. :)) |
 |
Podczas pierwszych dni treku trafiliśmy akurat na buddyjski pogrzeb. Przez 3 dni grają na bębnach, tańczą, śpiewają, jedzą mięso i medytują. |
 |
Buddystom nie przeszkadza, gdy ludzie z zewnątrz biorą udział w ich obrzędach. Zawsze przyjmowali nas niezwykle ciepło, często zachęcali do wspólnych modłów. |
 |
Buddyjski mieszkaniec Himalajów. |
 |
Śniadanie wyprawowe, czyli tybetański chleb (bardzo tłusty) z miodem, do picia Hot Lemon w/Honey. |
 |
Mosty wiszące to codzienność. |
 |
W Himalajach czas płynie bardzo powoli.
 |
Na trasie takie niespodzianki. |
|
 |
Wszędzie wiszące mosty. |
 |
Most nad rzeką. Trochę chwiało, ale zdjęcie wyszło nieruchomo. |
 |
Dzień 4 i pierwsze ośnieżone szczyty! |
 |
Wykańczający był ten upał w południe. |
 |
Kolejne wiszące mosty - na nich często wisiały buddyjskie chorągiewki modlitewne.
 |
Przerwa na obiad (czekaliśmy jak zwykle ponad godzinę). W tle masyw Manaslu. | | |
|
 |
Tak wyglądały kuchnie w buddyjskich tea house'ach. Akurat tu było całkiem czysto. |
 |
Słońce nieśmiało przebija się ponad góry.
 |
Rano zaś, w cieniu, było całkiem chłodno. |
|
 |
Codziennie pokonywaliśmy z plecakiem ok. 18-20 km. |
 |
Mimo, że w Nepalu przeważa hinduizm, w górach zdecydowanie częściej widuje się świątynie i symbole buddyjskie - jak te modlitewne chorągiewki.
 |
3200 m n.p.m. wieczorem to nie przelewki - do tego po wysiłku, stąd moje ciepłe ubrania. |
|
 |
Przepiękne gwieździste niebo, nie zakłócone żadnym miejskim światłem. |
 |
Co ciekawe, że im wyżej wchodziliśmy, tym wyższe wydawały się szczyty dookoła. |
 |
Masyw Annapurny. |
 |
Oto jedno z ładniejszych widokowych miejsc na całej trasie; wysokość ok. 3200 m n.p.m. z widokiem na Annapurnę II i IV. |
 |
Uciążliwe to górskie słońce ;) |
 |
Jedna z urokliwych kamiennych wiosek. |
 |
Pierwsze ośnieżone szczyty to masyw Annapurny II, te zaś bardziej oddalone po lewej to masyw Manaslu. |
 |
Na szlaku nie brakuje też zwierząt - tutaj kozy toczące walkę o pozycję w stadzie (albo o kobietę?...). |
 |
Po jednej z dłuższych tras (25 km), w końcu docieramy do Manang (3500 m n.p.m.), by zrobić tam sobie dzień przerwy. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz odczułam wysokość (straszny ból głowy i nudności). |
 |
Dzień 6-7: dzień aklimatyzacji w Manang (ok. 3500 m n.p.m.). |
 |
W Manang zobaczyliśmy też pierwsze jaki! |
 |
Takie widoki z Manang - ostatniej miejscowości przed przełęczą Thorung La (5416 m), do której można dojechać samochodem. |
 |
Uwaga - jaki na drodze! Strasznie baliśmy się przejść obok, ale okazały się bardzo płochliwe i grzecznie schodziły nam z drogi.
|
 |
Zachód słońca z Manang i widok na wierzchołki Annapurny II i IV. |
 |
Miasteczko Manang leży w dolinie, przez którą przepływa rzeka. Na szczęście w porze suchej rzeka nie stanowi dużego problemu. |
 |
Uff, w końcu dzień przerwy! |
 |
Zachwycające widoki. |
 |
Juhu! |
 |
Chwila zadumy w dzień prania - wzięłam ze sobą tylko 1 parę trekkingowych długich spodni (ograniczenie ciężaru) i gdy schły, musiałam chodzić w bieliźnie termoaktywnej. Na szczęście miałam krótkie spodenki. |
 |
W tle Annapurny II i IV oraz mała buddyjska stupa. A niżej po prawej Manang. |
 |
Podglądamy jaki. |
 |
Jaki we własnej osobie. |
 |
JAKi widok! |
 |
Dolina rzeki, w której położone jest Manang. |
 |
Kocia wojna. Jak człowiek się nudzi podczas aklimatyzacji, to robi różne dziwne zdjęcia. ;) |
 |
Jest bosko! A najlepsze i tak jeszcze przed nami! |
Następna część trekkingu w następnym wpisie. ZAPRASZAM!
Komentarze
Prześlij komentarz