Islandia po raz drugi i moje subiektywne TOP 10

Islandia to miejsce, które na zawsze zostanie jednym z najbardziej urozmaiconych i pociągających celów wyjazdowych. I choć co roku przyjeżdża  tam coraz więcej turystów i panuje dość duża moda na ten kierunek, na pewno będę tam wracać.

Udało się pojechać znów, tym razem na krócej, ale obiecuję sobie, że następnym razem będzie wystarczająco dużo czasu na wszystko - także na Interior.

A oto 10 moich najbardziej ulubionych miejsca na wyspie:

Oczywiście zorza!
  •  Laguna lodowcowa Jökulsárlón.
       
    Hit. Mój ulubieniec. Numer jeden. Widoki jak z bajki. Co prawda z roku na rok widok na lagunę zmienia się drastycznie, gdyż lodowiec topnieje w zatrważającym tempie, jednak wciąż pływają po jeziorku duże kry oderwane od lodowca Vatnajökull, co wygląda nieziemsko. Pomiędzy bryłami lodu pływają foki, co jeszcze bardziej dodaje uroku. Niestety - jest tam bardzo dużo turystów, którzy bardzo chętnie pływają łodziami za grube pieniądze, co psuje nieco atmosferę miejsca. Ale i tak uwielbiam ten widok. 


    A cóż to za foczka?



  • Gorące źródełka Grettislaug.

    Właściwie nie wiem czy te źródła nie powinny być na pierwszym miejscu mojej listy. Powodów jest kilka: prawie nikt o nich nie wie (stąd nie ma tam ludzi), są przepięknie położone. Są małe i gorące. Kosztują 1000 ISK za osobę (ok 30 zł, czyli 10 razy mnie niż słynna Blue Lagoon), prowadzi je sympatyczny chudy dziadek z długą brodą wyglądający jak bohater jakiejś miejscowej sagi. I najważniejsze - są nad samym Oceanem.
    Trafiliśmy tam zupełnie przypadkowo, szukając jakiegoś miejsca na nocleg. Bardzo chcieliśmy się rozbić na dziko zgodnie z naszą zasadą 'na cebulaka' (czyli oby jak najtaniej), co tym bardziej ma sens w tak drogim kraju, jakim jest Islandia. Jak już dojechaliśmy do źródełek, to zostaliśmy na campingu (śpiąc w samochodzie...) i nie żałowaliśmy. Trochę ciężko było się w tym zimnie i wietrze rozebrać, ale jak już się weszło, to się nie chciało wychodzić. I do tego piękna zorza nad nami. Polecamy każdemu.

    Kąpiesz się w naprawdę ciepłej wodzie, na dworze wieje że łeb urywa, a nad tobą zorza.
    Rano też nie mogłam sobie odmówić kąpieli.

    Ma się szczęście do tej zorzy ;)

    Kanadyjscy surferzy szukali szczęścia w trochę chłodniejszej wodzie.

  • Jezioro Myvatn i okolice.

    Chyba drugie najpopularniejsze po Golden Ringu miejsce turystyczne na Islandii. I wcale się nie dziwię - widok na góry i czynne wulkany oraz wielkie jezioro - zwłaszcza o wschodzie/zachodzie słońca - niezapomniane...
    Do tego można odwiedzić kilka ciekawych atrakcji wokół tego jeziora - jaskinia
    Grjótagjá z gorącą wodą, wygasły wulkan Hverfjall, z którego rozpościera się piękny widok na okolice, gorące baseny, śmierdzące jajem błotne kociołki Hverir, mnóstwo rzadkich gatunków ptaków.
    Jaskinia Grotgagja. Sekret bezludnych zdjęć tak popularnych atrakcji? Przyjść możliwie wcześnie rano.
    Łowieczki i wulkan (na szczęście wygasły).
    Błotne kociołki śmierdzące zgniłym jajem.


  • Medżik.
    Wschód lub zachód słońca.
    Tutaj również zgniłe jajo. Palców wkładać nie polecam (parzy).
    • Wodospad Goðafoss.

      Czyli wodospad bogów. Nie wiem jakim cudem na poprzedniej wyprawie ominęłam to miejsce, zwłaszcza że znajduje się tuż obok głównej drogi nr 1. Islandzkim wodospadom powinno się zrobić osobny ranking, jest ich wiele i każdy jest na swój sposób zachwycający, ale ten podobał mi się chyba najbardziej - możliwe, że trafiliśmy na doskonałą porę dnia, światło i pogodę.
       
      Tęcza

      Jestem bogiem?



  • Wodospad Detifoss.Największy wodospad w Europie, jeśli chodzi o ilość przepływającej wody. Wodospad "gwiazda", gdyż występował w wielu filmach, m. in. w "Prometeuszu". Tym razem odwiedzony przeze mnie z innej strony. Tak samo zachwycający. Polecam.
    Tutaj skakał ten biały ludek w filmie "Prometeusz".

    Piękne kaniony, aaaj nigdy nie ma czasu zwiedzić wszystkiego!

  • Urwisko Látrabjarg.

    Jest to najbardziej na zachód wysunięty punkt wyspy, do którego jedzie się cały dzień po zboczeniu z "jedynki". Jednak warto, bo klify robią niesamowite wrażenie. Miejsce znane jest też jako legowisko maskonurów, podobno można podejść do nich z aparatem i chętnie dają się fotografować - jednak we wrześniu już ich nie było.
    Nie ma ptaków, gówna zostały.

  • Hveragerði i gorące źródła Reykjadalur.Zupełnie darmowe gorące źródła, a właściwie rzeka, około godziny drogi z parkingu niedaleko miejscowości Hveragerði. My akurat trafiliśmy na dość kiepską pogodę na kąpiel, ale poszliśmy o idealnej porze (ok. 8 rano), dzięki czemu na trasie w górę i w dół spotkaliśmy jakieś 8 osób. Niestety woda w rzece wcale nie była taka gorąca, jak się zdawała, ale przynajmniej się odświeżyliśmy.
    Miejscowość
    Hveragerði jest o tyle ciekawa, że leży na bardzo aktywnym geologicznie (i sejsmicznie - raz czuliśmy jak lekko drżała ziemia)  terenie, a więc prawie każde gospodarstwo domowe czerpie energię do ogrzewania z ziemi. Ponadto, znajdują się tam szklarnie ogrzewane również tą energią, w których rosną różne rośliny z całego świata.
    Idzie się taką ścieżką ok 3 km w górę...

    ...tak się wygląda przed wejściem do źródeł...

    ...a tak się wygląda w źródłach...
    ...po drodze takie widoki...

    ...poprawiam myckę, bo w głowę zimno.

  • Park Narodowy Skaftafell

    Do niedawna był tu podobno darmowy kemping, jednak masa turystów skłoniła władze parku do wprowadzenia opłat. Mimo tak wielu osób odwiedzających miejsce, wciąż wydaje mi się godny odwiedzenia. Mamy tam lodowiec
    Vatnajökull, dookoła którego można robić całodniowe wycieczki oraz wodospad Svartifoss, który był inspiracją do budowy słynnej katedry w Reykjaviku. Jest wiele szlaków. Można tam siedzieć kilka dni.
  • Plaża Reynisfjara.

    Czarna plaża na południu wyspy. Podobno jedna z najpiękniejszych na świecie. Niestety trafiliśmy w sam środek dnia, w związku z czym kręciło się tam pełno ludzi i czar nieco więdł, ale i tak uważam to miejsce za jedno z ciekawszych w tym kraju. Ciekawostka: jest tam dość niebezpiecznie z dwóch powodów - pierwszy: występują tam zdradliwe fale porywające ludzi (już kilku turystów przez nieuwagę zostało wciągniętych do morza i zginęło), drugi: trzeba uważać chodząc przy skałach, gdyż spadają kamienie, a czasem barany... (natknęliśmy się tam na truchło młodej owcy).
    Uważaj pan, bo fala zabójcza!

    Tylko w tym miejscu jako tako nie było ludzi...

  • Reykjavík.

    Nie mogło oczywiście zabraknąć
    stolicy i zarazem największego miasta Islandii. Liczący ok 120 tys. mieszkańców Reykjavík pozostawił po sobie dobre wrażenie. Może to przez małą liczbę mieszkańców? Może przez skromne z zewnątrz, a niezwykle designerskie w środku domy? Może przez przepiękne zadbane koty spacerujące po ulicach? (mają nawet swoją własną stronę na FB - Cats of Reykjavík) Ciężko mi ocenić, dlaczego mi się tak podobało, ale bardzo lubię tam wracać i przyglądać się spokojnemu życiu w tym mniejszym od Lublina mieście.
    Kościół inspirowany jednym w wodospadów w parku narodowym Skaftafell.

    Cats of Reykjavik, mają swoją stronę na fejsie oraz specjalny wpis u mnie.

    Następne TOP 10 (nie lubię tego określenia, ale co zrobić...) po kolejnej wizycie na Islandii, która mam nadzieję niedługo nastąpi! ;) lecz wtedy obiecujemy sobie, że zarezerwujemy sobie więcej czasu i zwiedzimy wszystko bez pospiechu 4x4...
    Tak wyglądały nasze posiłki.

    Wszystkie zdjęcia made by Piotruspunk Photography:

    ...ze szkieletem wieloryba.



  • Komentarze

    Popularne posty