Ostatnim przystankiem podczas naszej podróży dookoła Islandii była oczywiście stolica - Reykjavik. Jest to niewielkie miasto (ok. 200 tys. mieszkańców), jednak mieszka tutaj ponad 2/3 Islandczyków. Muszę przyznać, że moje wcześniejsze wyobrażenie jest dość bliskie rzeczywistości - niewielkie, nowoczesne budynki pośrodku dosłownie niczego, obecność portów i kutrów rybackich, przechadzający się brodaci mężczyźni oraz kobiety w norweskich swetrach. Niezbyt duży tłok, niewiele do zobaczenia...
To wszystko prawda. Ale to co zaskoczyło mnie w tym mieście najbardziej to... koty! :)
Mówi się, że Reykjavik to miasto kotów i jest w tym sporo prawdy; kotów jest wszędzie pełno! Mało tego - są duże, zadbane, piękne i w większości przyjacielskie. Przechadzając się ulicami miasta można mieć wrażenie, że w każdym domu mieszka jakiś kot. Po prostu Islandczycy ze stolicy je uwielbiają, dbają o nie, wypuszczają je z domu i nikt im krzywdy nie robi. Słowem - koty rządzą. Co ciekawe, mają nawet swój profil na facebooku! (Cats of Reykjavik)
Zapraszam do zdjęć.
|
Na początek jedna z główniejszych atrakcji Reykjaviku i okolic - gorące źródla Blue Lagoon. My kąpaliśmy się w podobnych w okolicach jeziora Myvatn. Było zimno (nie dajcie się zwieźć sandałom!), a woda przyjemnie ciepła. Szkoda tylko, że wiało! |
|
Oto pierwszy zawodnik. |
|
Jedne podchodzą bliżej... |
|
...nawet dają się pogłaskać... |
|
...inne obserwują z daleka.... |
|
...albo z ukrycia... |
|
...niektóre się ludźmi nie przejmują... |
|
...a inne do ludzi garną.... |
|
... jak widać :) |
Uwaga! Teraz coś dla spostrzegawczych:
|
Znajdź drugiego kota. |
A teraz piękna koteczka, którą wypatrzyłam obok jednego z domów w centrum miasta.
|
Kulka futra w trawie. |
|
Pieszczoty nie są jej obce. |
|
Przecież to istna piękność! |
|
A jaka wesoła! Nie ma to jak potarzać się po chodniku. |
Muszę wyznać, że mimo całego mnóstwa pięknych i zadbanych islandzkich futrzaków, z jednym pokochaliśmy się od pierwszego wejrzenia... Spotkaliśmy się kilka razy, zaiskrzyło. Czekał na mnie, a ja na niego. Spotkaliśmy się parę razy i to były jedne z piękniejszych chwil w tym mieście! :)
Tylko nie bierzcie tak wszystkiego na serio...
Oto mój koci kochanek, koci Wiking - Brusi:
|
Czekał w drzwiach, by wybiec mi na spotkanie. |
|
Radość obojga była ogromna. |
|
Och, szczęście w czystej postaci. |
|
Okazujemy je przez tarzanie się na chodniku. |
|
Najpiękniejszy Rudzielec. |
|
Co za futro, co za duma, co za spojrzenie... |
|
Koci przywódca - Brusi. |
|
Łamacz kobiecych serc. |
|
Taak, było coś między nami. :) |
|
Na pożegnanie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. |
Piękne koty, prawda? To może przejdźmy teraz do atrakcji miasta. Tak jak wspomniałam - jest ono niewielkie, historii praktycznie brak, zabytków brak. Największą atrakcją - poza kotami - są chyba rejsy na obserwację wielorybów. Tak więc, bez zbędnego gadania - kilka ciekawszych ujęć:
|
Urokliwe jezioro w centrum miasta. |
|
Karmimy gęsi i kaczki. |
|
|
Oto centrum miasta. |
|
Wybraliśmy się na pchli targ (akurat trafiliśmy na TEN dzień - sobotę). Można tu kupić dosłownie wszystko, jednak największą popularnością cieszą się ryby i owoce morza. Muszę się pochwalić, ale próbowaliśmy słynnego, tradycyjnego islandzkiego sfermentowanego rekina! :) Nie było tak źle, jak się obawialiśmy, Tomek nawet zasmakował, ale ja wolałabym jednak tego nie powtarzać... :) |
|
O! |
|
Zobacz! Kolega jeszcze żyje! (i nawet szczypie w palec) |
|
Uwaga! Uwaga! Zgadniecie co to za budynek? Nie wiecie? Otóż jest to... gmach rządu. :) |
To by było na tyle. Islandzkie opowieści czas zakończyć. Mam nadzieję, że nie było bardzo nudno i że kogoś zachęcę do odwiedzenia tego surowego, lecz pięknego kraju.
Zapraszam na następne wpisy i regularne odwiedzanie.
Pozdrawiam,
Asia
PS.
|
:* |
Komentarze
Prześlij komentarz