Kolejny żywioł - woda. Islandia #3


Wodospady, gejzery, fiordy, lodowce... i oczywiście morze (oraz ocean) - to wszystko to kolejna potęga wyspy. Komentarz zbędny, zapraszam do zdjęć.


Wśród takiej 'pustyni' znajduje się przepiękny wodospad Dettifoss, mający największy przepływ wody w Europie.
Oto on! (INFO)

I ona!

A tam dalej kolejny wodospad, jakiś kilometr przed powyższym - Selfoss. (INFO)

Ciekawe formacje skalne...

Sporo tej wody wszędzie.


Teraz mała przerwa od wodospadów - czas na fiordy.

Zachód słońca nad miasteczkiem położonym przy fiordzie - niestety nie pamiętam dokładnie, gdzie zrobiłam to zdjęcie. :(

Charakterystyczny górzysty krajobraz północy kraju. Wiele dróg prowadzi wzdłuż fiordów - lub jak w tym przypadku - wzdłuż rzek.

Oto kolejne urokliwe miasteczko (w sumie to było MIASTO, jak na tamtejsze warunki to całkiem spore) - Sejdysfjordur. To tutaj przypływa większość promów na Islandię. Można się domyślić, że właśnie wtedy zaczyna się tu życie - niestety tylko dwa razy w tygodniu.


Załadowany.


Oglądamy, jak wygląda wybrzeże w powiększeniu.

Me gusta.

No wsiadaj, ruszamy!

Oczywiście na drodze owce.

A oto kolejna potęga - największy na Islandii lodowiec Vatnajökull (INFO)

Wiadomo, każdy chce zdjęcie z lodowcem w tle. Jak widać po obuwiu, AŻ TAK zimno nie było :)

Ale jeśli się chciało wejść na niego, trzeba było już się grubiej ubrać.

Wakacje w tropikach.

Ślad ruchu lodowca - mała szczelina.


Teoretycznie można wypożyczać skutery śnieżne i szusować po tej wielkiej bryle lodu, jednak powoduje to hałas i zakłóca naturalne środowisko - ekolodzy i przyrodnicy nie zachwalają tych rozrywek.

To się nazywa kawiarnia. :)

Ech, chwila relaksu.
Cudo.

Dojazd do miejsca, w którym dobrze było widać lodowiec był dość wymagający. Mimo, że dysponowaliśmy autem 4x4, lekko nie było.

Sam dojazd był niesamowicie malowniczy.

Tak Vatnajökull prezentuje się z daleka.


A teraz najciekawsze i chyba najładniejsze miejsce w całym kraju - przynajmniej w moim odczuciu. Jest to tak zwana lodowa laguna, czyli jeziorko utworzone przez topniejący lodowiec, po którym pływają oddzielające się od niego bryły lodu. Pływają tam foki, mieszkają ptaki... trafiliśmy w przyzwoitą pogodę na zachód słońca, spędziliśmy noc w samochodzie oglądając przez przednią szybę właśnie takie widoki. Niestety rano przyszła mgła i nie było dobrej widoczności - uważam jednak, że zatopione w białej 'próżni' kawały lodowca prezentowały się tajemniczo i równie urokliwie.

Jökulsárlón - lodowcowa laguna na południu kraju.

Błękitny lód o zachodzie słońca.


Moje ulubione zdjęcie. ;)

Oj nie, to jest ulubione. No dobra, oba.



Foka.

A taki widok mieliśmy rano.



Powracamy na chwilę do  wodospadów. Jest ich mnóstwo, są niezwykle majestatyczne.

Skógafoss.

Gullfoss.

Wypadałoby przedstawić to, z czego najbardziej słynie Islandia - mowa oczywiście o gejzerach! Nazwa tych gorących tryskających na kilkanaście metrów źródeł pochodzi właśnie od konkretnego geotermalnego źródła. (INFO). Sam Geysir wybucha wodą mniej więcej raz na 48 godzin, więc ciężko jest złapać go w akcji. Są natomiast inni koledzy, którzy wykazują trochę większą częstotliwość, jednak nie mają takiej mocy jak wielki padre. Jeden z nich wybuchał dosłownie co kilka minut.

Na czym polega zjawisko? Po prostu podziemne źródła ogrzewane są przez znajdującą się w pobliżu magmę. Woda się gotuje i tryska.


Tak wyglądają 'nietryskające' gejzery.

:)

Niestety, znana atrakcja, stolica niedaleko, dojazd łatwy... tłumy, tłumy, tłumy.

Zjawisko oczywiście ciekawe, ale podczas gdy dookoła nas znajduje się tłum różnej narodowości turystów czekających z aparatem na wybuch gejzeru, odbiera to urok temu miejscu.

Ostatni punkt odnoszący się do żywiołu wody - zwierzęta, a konkretnie wieloryby. Przy wybrzeżach Islandii żyje wiele morskich ssaków, nie tylko foki, ale także delfiny, orki czy wieloryby. Nigdy wcześniej nie widziałam wieloryba, więc z wielkim entuzjazmem ofiarowałam pani w kasie 53 euro za bilet na 3-godzinną wycieczkę statkiem celem obserwacji tych zwierząt. Jak to zwykle bywa, mieliśmy szczęście i podłapaliśmy kilka sztuk płetwala karłowatego, mimo że nie idzie fotografom i obserwatorom na rękę i wynurza się dosłownie na sekundę, pokazując zazwyczaj jedynie płetwę grzbietową. Ale miałam szczęście oraz refleks i uwieczniłam zwierza ponad powierzchnią - mniej więcej tyle właśnie było go widać.

Wilk morski gotowy na rejs. Tatuś byłby dumny.

Niektórzy się dobrze przygotowali do 'polowania'.

TADAM! Oto płetwal karłowaty o imieniu Humpy.

Co prawda to konkurencja, ale mniej więcej tak wyglądają statki pływające na obserwację ssaków morskich.

Kilka bonusów:






Islandzkie drogi... tylko dla 4x4.
Ciekawostka:

Autobus przystosowany do jazdy na drogach typu offroad. ;)

Komentarze

  1. Komentarz NIEZBĘDNY! Piękne zdjęcia, piękne miejsce, następnym razem biorę Cię na przewodnika. I prywatnego fotografa. Piękne, będę odwiedzać w razie kryzysu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mnie za przewodnika? Ty mnie za fotografa? Co jest z Tobą? :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty